R E F R E N

Would you let me see beneath your beautiful?
Kornelia nie spała od dobrych dwóch godzin. Leżała naga w jego łóżku, niedbale przykryta prześcieradłem, wpatrzona w sufit i słuchała jego równego oddechu.
Seks był zdecydowanie jednym z najlepszych aktów w jej życiu, ale co z tego, skoro przez niego złamała wszystkie swoje zasady. Była zirytowana i zaspokojona jednocześnie, a ta mieszanka nie dość, że mąciła jej w głowie, to jeszcze nie pozwalała się dostatecznie skupić.
Chciała się z nim zobaczyć, żeby z nim skończyć – tak obiecała Krzyśkowi.
Chciała się z nim zobaczyć, żeby udowodnić babci, że to nie jest miłość – tak sobie postanowiła.
Chciała się z nim zobaczyć, żeby całkowicie zamknąć relację między nimi, a w rzeczywistości pogłębiła ją jeszcze bardziej, niżby chciała – tak się stało.
I nie mogła już tego wypierać ze świadomości.
Kochali się, więc z etapu zauroczenia i ciekawości przeszli w etap wzajemnego odkrywania swoich najgłębszych zakamarków – fizycznie i psychicznie. Jest to bardzo skomplikowany, żmudny, ale przyjemny proces, który w 17 na 18 przypadków prowadzi do związku. Tak przynajmniej mówią dane statystyczne.    
Tylko, że słowa „Kornelia”, „Dante”, „Krzysiek”, „babcia”, „seks”, „miłość” i „związek” uparcie nie chciały się poskładać w jej głowie w żadną logiczną całość… Czy naprawdę nie znalazł się jeszcze nikt, kto napisałby o tym poradnik? Bardzo by się jej teraz przydał…
Westchnęła ciężko, a on poruszył się niespokojnie. Zerknęła na niego i mimowolnie się uśmiechnęła. Była tutaj, z nim, w łóżku, gdzie jeszcze kilka godzin wcześniej było bardzo, bardzo dziko, namiętnie i gorąco, a teraz on chrapie sobie cicho i spokojnie, jakby się czuł przy niej naprawdę bezpieczny.
„Albo jakby sypiał przy kobietach zbyt wiele razy, by zwracać na to jakąkolwiek uwagę” – ta myśl pojawia się nieproszona i całkowicie zajmuje jej umysł. Jak sparaliżowana zastyga na chwilę, by zaraz wyrwać się cicho z pościeli. Szuka swoich rzeczy na podłodze, daruje sobie prysznic, ubiera bieliznę, sukienkę, związuje włosy, ale to wszystko, co jest w stanie zrobić ze sobą, bo całość i tak niweczą zaczerwienione, płaczące oczy.
Jak ona mogła być taka głupia? Jak mogła się na to nabrać? Dlaczego to zrobiła?! Bo co? Bo okazał się największym dżentelmenem z jakim miała kontakt od jakiś siedmiu lat? Bo umiał jej dogodzić, domyślał się, czego chce i potrafił samym uśmiechem obudzić w niej prawdziwe, niemal bolesne pożądanie? Bo, kurwa, kupił jej kwiaty?!
Patrzy na niego jeszcze raz, ostatni raz, ale nie czuje tego, co wcześniej. Widzi jego sylwetkę, widzi spokój na jego twarzy, lekki uśmiech igrający na wargach, ale nie jest w stanie myśleć już o tym, co te słodkie usta robiły przedtem z jej ciałem, bo jedyny obraz w jej głowie to on i tysiące innych kobiet, które zajmowały jej miejsce. Tysiące kobiet bez twarzy, których dotykał. Tysiące ust, które całował. Tysiące obietnic, których nie dotrzymał.
Kora wie, że prawdopodobnie przesadza, ale teraz już nie potrafi przestać. Płacze cicho, bezgłośnie, odnajduje swoją torebkę i prawie wybiega z mieszkania. W pośpiechu odnajduje w czeluściach swój telefon, a na nim widzi dwa nieodebrane połączenia. Oba od Ignaczaka. I jeden sms. Odczytuje wiadomość i z jej gardła mimowolnie wydobywa się jęk.
“Przepraszam, nie powinienem się mieszać. To twoje życie i twoje szczęście. Nie niszcz czegoś przeze mnie.”
Potyka się o chodnikową płytę i klnie głośno.
- Cholera, Krzysiek! Ty to masz dopiero wyczucie…
Would you let me see beneath your perfect?
Wracała do domu ponad cztery godziny – nie dawała znaku życia, wyłączyła telefon i próbowała uspokoić swoje szalejące emocje. Już dawno wyczerpała łzy, teraz pozostała jej tylko pustka, ból i samotność.
Długo zastanawiała się czy powinna pokazywać się babci Anieli w takim stanie. Myślała, czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby udanie się do Krzyśka, ale odrzuciła je szybko – krzyczałby, denerwował się niepotrzebnie i jeszcze próbowałby coś zrobić. Zniszczyłby cały jej genialny plan robienia z siebie wielkiej męczennicy i cierpienia w samotności.
- Przenajświętsza Panienko, dziecino – przywitała ją w drzwiach staruszka – Jak ty wyglądasz?
Kora łez już nie miała, ale ten fakt nie przeszkodził jej w wydaniu z siebie głośnego jęku pełnego smutku – zaczęła szlochać, wtulając swoje drobne, zimne ciało w ciepłe i bezpieczne ramiona swojej przybranej babci. Pani Aniela jakoś dała radę zaciągnąć dziewczynę do kuchni, usadzić na krześle i zrobić jej herbaty.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć, Kornelio? – zapytała, stawiając przed dziewczyną malinowy wywar i zajmując miejsce na krzesełku vis a vis.
Kora pociągnęła nieładnie nosem i pokręciła głową. Odgarnęła włosy z twarzy i ukryła spuchnięte oczy w dłoniach.
- Martwiłam się, gdy nie wróciłaś na noc… Nie wysłałaś żadnej wiadomości…
- Przepraszam – wymamrotała dziewczyna, kładąc głowę na stole.
- Ja cię nie obwiniam – kot zaczął się plątać obok stołu, więc babcia zgarnęła go na kolana - Jesteś dorosła i wiesz, co robisz – Kora jęknęła cicho – więc ja nie będę cię sprawdzać. Chciałam tylko zauważyć, że zawsze lubiłam dostawać wiadomości o twoim istnieniu.
- Babciu… - załkała dziewczyna.
Chyba najwspanialszą cechą pani Anieli była umiejętność długiego, spokojnego milczenia. Zostawiła kota na kolanach sobie samemu, podniosła ręce i położyła na głowie swojej dzieciny, głaszcząc ją uspokajająco. Oddychała przy tym wolno i rytmicznie.
- Będzie dobrze, dziecino – wyszeptała chrapliwie, gdy ramiona Korneli przestały się już trząść w spazmach płaczu – Uwierz mi, że będzie dobrze.
A potem wszystko zamarło.
Łącznie z sercem babci.
 Take it off now, girl - take it off now, boy
- Krzysiek?
- Kora? Gdzie jesteś? Dlaczego płaczesz? Co się dzieje?
- Krzysiek, ja już tak nie mogę…
- Powiedz mi, gdzie jesteś, zaraz tam będę.
- Krzysiu – jęknęła – Jej już tutaj nie ma.
- Kora?
- Babci już nie ma – zaszlochała w słuchawkę – Odeszła. Zostawiła mnie tutaj.
- Kora, powiedz, gdzie jesteś!
- W szpitalu. Jestem… Jestem… Nie mam już siły.
- Nic nie rób, nie ruszaj się. Zaraz tam będę.
- Nie, Krzysiu. To już nie ma sensu. Nie przyjeżdżaj tu. Ona odeszła…
- Uspokój się, oddychaj głęboko. Jestem w samochodzie…
- Krzysiek…
- Przepraszam cię, Kora, za wszystko. Daj mi chwilę, zaraz przy tobie będę.
- Krzyś…
- Będzie dobrze, maleńka, będzie dobrze.
Rozłączyła się, oparła głowę o ścianę i zacisnęła dłonie w pięści.
- Nieprawda – wyszeptała do siebie – Nie będzie.
I wanna see inside
Myślała, że ten chłód, który przenika ją aż do samych kości, nigdy nie odejdzie. Miała wrażenie, że mrozi jej serce – że pokrywa je grubą warstwą szronu, a potem zamienia w lodową skorupę. Sądziła, że już się od tego nie uwolni.
Ale potem czyjeś dłonie znalazły się na jej plecach, tali, biodrach, przyciągnęły ją do siebie, otoczyły ciepłem i ukołysały. Wiedziała, że to nie są dłonie Ignaczaka – te znała zbyt dobrze.
Zapach męskich perfum, ciepło ciała, słodki, głęboki, zachrypnięty głos, iskry w powietrzu, spokój i bezpieczeństwo.
- Co ty tutaj robisz? – wyszeptała w jego klatkę piersiową. Nieporadnie objęła go swoimi drobnymi dłońmi i przytuliła się jeszcze mocniej, jakby licząc na to, że on pomoże jej wynieść się raz na zawsze z tego złego świata.
- Potrzebowałaś mnie, więc jestem – odpowiedział prosto, na co ona zmarszczyła brwi.
- Krzysiek do ciebie zadzwonił – to nie było pytanie.
Milczał, jedną dłonią głaskał wolno jej plecy, a drugą wplótł jej we włosy.
- Dlaczego zostawiłaś mnie rano?
Przymknęła powieki i przełknęła głośno ślinę:
- To chyba nie jest najlepszy moment, żeby o tym rozmawiać… - zauważyła.
- Dlaczego? Mi wydaje się idealny.
Nagle jego dłonie, jego bliskość i jego głos zaczęły ją strasznie irytować.
- Właśnie zmarła moja babcia – wycedziła oschle przez zęby.
- Zdaję sobie z tego sprawę – w ogóle nie poruszyła go jej złość – Więc mam nadzieję, że wybiegłaś ode mnie, żeby być z nią – zwolnił uchwyt.
Odsunęła się i przygryzła wargę. Włożyła dłonie do kieszeni i zacisnęła w pięści.
- N-nie dokładnie – wyszeptała, odwracając wzrok, byleby tylko nie napotkać jego intensywnego spojrzenia.
- Och, więc zostawiłaś mnie, żeby móc zrobić mi na złość?
- Nie…
- No to może próbowałaś…
- Dante! – syknęła na niego, unosząc rozwścieczone spojrzenie – Dobra, powiem ci. Uciekłam od ciebie, bo nagle uświadomiłam sobie, że jesteś taki doskonały tylko dlatego, że tak wiele razy próbowałeś już czarować kobiety. Nie mogłam znieść myśli o tym, że na moim miejscu leżało wcześniej kilkadziesiąt innych kobiet, dla których byłeś równie czarujący i wspaniały, i w ogóle idealny. Nie mogłam się pogodzić z tym, że one pewnie czuły się dokładnie tak, jak ja. Nieziemsko – pokręciła głową i westchnęła – Nie lubię się dzielić, nigdy nie lubiłam. Nie lubię się też bawić zużytymi zabawkami…
- Auć – odsunął się od niej o krok i także włożył dłonie do kieszeni.
- Przepraszam – wzruszyła ramionami – czułam się jak jeszcze jedna zdobycz. Nie spodobało mi się to… - przełknęła ślinę i odwróciła głowę w bok, patrząc na szpitalny korytarz – Możesz już iść, chyba wyjaśniliśmy sobie wszystko.    
Would you let me see beneath your beautiful tonight, oh, oh, oh, tonight?
- Nie – powiedział po długiej chwili.
Przygryzła tylko wargę, więc prawą dłonią złapał ją pod brodą i odwrócił jej twarz ku sobie.
- Nie skończyłem jeszcze – stwierdził i pochylił się.
Spodziewała się wszystkiego – jakiegoś nagłego zrywu, wybuchu, burzy z gradem i piorunami albo potężnej fali tsunami, która zmyłaby cały wszechświat. Zamiast tego otrzymała jego miękkie, ciepłe usta i delikatny, głęboki pocałunek, od którego zadrżały jej kolana. Z powodu emocji, jakie jej przekazał oraz faktu, że odwzajemniła go pewnie, z równym zaangażowaniem.
Oderwał się od niej z trudem i wciąż pozostając blisko i trzymając jej brodę, powiedział:
- Jesteś największa idiotką, jaka tylko stąpała po ziemi – miał ten dziwny, hipnotyczny błysk w oku – Nie rozumiem, jak mogłaś sądzić, że nie jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Jesteś pyskata, często masz humory, stawiasz mi wyzwania i w dodatku zostawiasz mnie samego po najcudowniejszej nocy w moim dotychczasowym życiu. Jestem sfrustrowany i przerażony. Ale ty jesteś największą zagadką, jaką kiedykolwiek spotkałem. I nie obchodzi mnie, co teraz zrobisz, gdzie, ani z kim, ale jeśli jeszcze raz spróbujesz wykopać mnie ze swojego życia albo uciec z mojego, znajdę cię i przykujędo siebie kajdankami. Bo nie mam zamiaru cię już zostawiać. Nigdy.
Patrzyła na niego i uśmiechała się przez łzy, jak te wszystkie wariatki w komediach romantycznych, którymi zawsze tak szczerze gardziła.
- Kora?
Odwróciła głowę i zobaczyła Krzyśka, całe zło świata wróciło, babcia wciąż była martwa, Krzysiek wciąż nie wiedział, co się dzieje, a ona drżała w środku z przerażenia. Ale Dante tutaj był, więc posłała mu spojrzenie, złapała go za dłoń, którą ścisnął, westchnęła głęboko i ponownie spojrzała na Ignaczaka.
- Krzysiek, muszę ci coś powiedzieć.

See beneath your beautiful, oh, tonight. We ain't perfect, we ain't perfect, no. Would you let me see beneath your beautiful tonight?
KONIEC

6 komentarzy:

  1. Mówią, że nieszczęścia chodzą parami, ale czasami nieszczęście idzie w parze z czymś co może być szczęściem jeśli odpowiednio się o to zadba. Jest szansa, że Dante może czymś takim być...

    OdpowiedzUsuń
  2. JAK
    MOGŁAŚ
    ZABIĆ
    BABCIĘ ANIELĘ?!
    No jak, się pytam?! Nie mogłaś jej zrobić "tylko" zawału? Albo czegoś tam innego? Musiałaś zaraz zabijać? Jest mi przykro i czuję się oszukana i zdradzona, ot co!

    Nie dość, że nieoczekiwanie mi kończysz Dantego, zupełnie bez ostrzeżenia (kto widział, żeby się kończyło na refrenie? Po pierwszym refrenie się dopiero rozkręca, inaczej to nie jest refren), to jeszcze takie coś na koniec... I to jak jestem na zadupiu i nie mogę się do swojej własnej babci przytulić w nagłym przypływie wnusiowej miłości i tęsknoty :(

    Pomarudziłam, to mogę się teraz pozachwycać (co nie znaczy wcale, że Cię znowu lubię, nie nie nie).
    Wiedziałam, że Dante okaże się wspaniały, romantyczny, czuły i zakochany, nie mogło być inaczej <3
    I wcale mnie nie zawiódł, jest cudowny (chociaż nie - cudowna to jest woda z Lichenia, tak mówią), a swoim końcowym wyznaniem, łącznie z przykuwaniem Kory kajdankami, kupił mnie całą. Mam nadzieję, że zostanie z nią już na zawsze, do końca ich wspólnych dni na tym łez padole i nie pozwoli, żeby kiedykolwiek znowu coś tak smutnego ją spotkało. Bo inaczej dzwonię po Krzysia i razem przyjedziemy nakopać mu do dupy!

    Jeszcze chciałam napisać milion rzeczy, ale wszystko, co miałam w głowie w trakcie i po przeczytaniu gdzieś się teraz unosi w niebycie. Idę posłuchać smutnych piosenek i zjeść czekoladkę. O tej porze czekoladka jest idealnym rozwiązaniem. Za karę będziesz ze mną biegać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to może zabrzmieć okropnie, ale przyszło mi to zadziwiająco łatwo. [*]
      to się nazywa paradoks życia, kochanie <3

      lubię jak udajesz, że mnie nie lubisz, ale jeszcze bardziej lubię to, że moje teksty na ciebie działaja . dzięki <3 <3 <3

      Usuń
    2. Brzmi okropnie, Ty jesteś okropna, świat jest okropny. Ja wiem, że w życiu tak jest, że ludzie umierają, wiem o tym aż za dobrze. Ale tym bardziej w świecie, którym Ty rządzisz mogłoby być chociaż ociupinkę mniej tego całego syfu.

      Wcale na mnie nie działają. Ani trochę. A te długaśne komentarze to piszę, bo mi się nudzi i mam za dużo czasu. A na każdą kolejną część czekam tak niecierpliwie, bo nie mam nic lepszego do roboty ani do poczytania.
      I niczego nie udaję. Jak to mówią - kocham Cię, ale chwilowo nie lubię.

      Usuń
  3. Bardzo fajne historia. Cieszę się, że Kora i Dante zdecydowali się dać sobie szansę. Szkoda jednak, że babcia Aniela zmarła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rzeczywiście przykre . ale tak już musiało być . <3

      Usuń