P R Z E J Ś C I E

I'm gonna climb on top your ivory tower
Pani Aniela nie potrzebowała dużo czasu, by zauważyć, że coś jest na rzeczy. Właściwie wystarczyły jej dwa dni. Dwa pełne dni przesiąknięte mętnymi spojrzeniami, szklistymi oczami, niejedzeniem, stanami rzadkiego skupienia, euforii i stresu jednocześnie, i to głośne, fałszywe podśpiewywanie na każdym kroku. Oczywiście ze strony Kornelii.
- Dziecko – zagadnęła ją trzeciego dnia, a że zawsze lubiła jasne i klarowne sytuacje, zapytała: - czyś ty się przypadkiem nie zakochała?
Kora, która akurat trwała uparcie w świecie swoich wyobrażeń, odwróciła się nagle do staruszki i posłała jej promienny uśmiech.
- Babciu – zaśmiała się – Nie dla mnie jest jeszcze zakochanie.
Na to stwierdzenie staruszka z politowaniem pokręciła głową i wbiła w dziewczynę spojrzenie zza wielkich, grubych okularów.
- Dziecko drogie – powiedziała słodko – wydajesz się być taką inteligentną dziewczyną, a nie wiesz o tym, że prawdziwa miłość nie wybiera?
  I'll hold your hand and then we'll jump right out
Babcia okazała się, jak zwykle, bezproblemowa i z miłą chęcią wysłuchała opowiadań Kornelii o wspaniałym mężczyźnie, którego poznała właściwie przez przypadek. Dużo mniej optymistycznie i zupełnie nieradośnie podszedł do tego Krzysiek – właściwy sprawca całego zamieszania, bo przecież to on dał jej bilety na mecz. Kora wiedziała, że Brazylia to przecież wróg publiczny numer jeden Polskiej reprezentacji, dlatego postanowiła nie opowiadać Ignaczakowi o mężczyźnie, który powoli wkradał się w jej życie.
Rano Dante przysłał jej kwiaty. O Boże, tuzin czerwonych róż z bilecikiem, że są dla „najpiękniejszej”. Mdły, ckliwy, romantyczny i ogólnie okropnie przesłodzony gest, ale praktycznie zwalił ją z nóg. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie wysłał jej kwiatów, nigdy.
Zaczęła więc dzień całkiem przyjemnie… A potem przyszedł zdenerwowany Krzysiek.
- On jest z obozu wroga! – zaczął natychmiast, gdy tylko pani Aniela wpuściła go do środka. Babcia skryła się z kotem w kuchni, biorąc się za robótki ręczne, a Kornelia niespokojnie obserwowała, jak Ignaczak krąży po pokoju od progu do okna i spowrotem.
- Dałem ci ten bilet, żebyś sobie grzecznie posiedziała na meczu, a ty zaczęłaś spiskować z wrogiem! – stwierdził z wyrzutem.
Dramatyzował, to oczywiste, ale on już tak miał. Taka cena bogatej wyobraźni.
- Przestań, zachowujesz się jak baba. Po co to? Przecież nie zrobiłam nic złego.
- Jeszcze nie – teatralnie zawiesił głos – Wiem, że byłaś z nim na randce.
Kornela całkiem dobrze udała przerażenie.
- Nie – wybałuszyła oczy i pokręciła głową – To jest naprawdę straszne!
Krzysiek zrobił się cały czerwony, zacisnął dłonie w pięści i już chciał jej wygarnąć, ale odezwała się pierwsza:
- Mógłbyś przestać? Krzyś, ja nie robię przecież nic złego. On jest tylko facetem.
- Facetem z Brazylii – wyspała.
Wzniosła oczy ku niebu:
- A czy to ma jakieś znaczenie?
- Ma – zapewnił ją szybko – Bo ja… Bo ty… Bo on… - westchnął, kompletnie zirytowany – Kora, ja go znam. Nie jakoś szczególnie dobrze, ale znam – pokiwał głową i wbił w nią spojrzenie – To nie jest dobry mężczyzna dla ciebie. Poza tym, jest starszy.
Prychnęła.
- Mówię poważnie – zapewnił ją – Słyszałem… Wiem o nim różne rzeczy. Wiem, jaki jest. Znam ten typ. Właściwie nawet nietrudno go przejrzeć. Nie chcesz pakować się w związek z kimś… takim.
Kornelia spuściła głowę i bardzo intensywnie skoncentrowała się na uroku swoich tenisówek.
- Nie wiem, o co ci chodzi – upierała się, ale Krzysiek pozostawał niezrażony. Usiadł obok niej i złapał za dłoń, którą zaciskała na kolanie.
- Słoneczko – szepnął jej do ucha, na co zareagowała drżeniem – Ja się tylko o ciebie martwię – uniósł jej głowę, żeby spojrzała mu w oczy i trzymał ją za brodę, by przypadkiem nie próbowała się wyrwać – Jest tyle niesamowitych facetów na ziemi, nawet tutaj, w tym mieście. Musisz się zadawać akurat z nim? – zapytał.
Poczuła ukłucie w sercu, a jej mętlik w głowie zaczął sprawiać ból. Myśli wirowały, tańczyły wesoło i nie pozwalały jej logicznie ocenić faktów. Dłoń Krzyśka, którą kurczowo trzymała, dodatkowo dostarczała jej pytań.
Dante. Wiedziała, jaki jest. Właściwie całkowicie go przejrzała. Od pierwszej chwili. A i on tego nie ukrywał. Lubił kobiety i mówił jej o tym. Znał się na nich, to prawda, ale właśnie przez to był taki czarujący. Wiedział, co ma robić, jak się zachować, co powiedzieć. Wiedział, jaki komplement sprawi, że zmiękną jej nogi i załopocze serce. Wiedział, co da jej przyjemność, a co zaboli. Opanował sztukę flirtu do perfekcji i to tak bardzo jej imponowało. Ale może właśnie dlatego powinna to zakończyć? Nie chciała się jeszcze angażować w żaden związek.
- Porozmawiam z nim – odezwała się cicho – Powiem mu, że to nie ma sensu.
Krzysiek przytulił policzek do jej twarzy i pogłaskał ją po włosach, a potem ucałował jej czoło.
- Grzeczna dziewczynka.
We'll be falling, falling but that's OK
Obawiała się tego spotkania jak jeszcze niczego dotychczas.
Była ubrana w czarną sukienkę, którą wybrała z szafy bardzo starannie. Chciała wyglądać profesjonalnie, poważnie, dorośle i zdecydowanie nie seksownie. Chciała mu pokazać, że jest poważną kobietą i on nie może sobie z nią bezkarnie poogrywać, stosując swoje wyuczone sztuczki. Była zdeterminowana, by zakończyć tę kolację po kilku zdaniach, w których to ona powie mu, że nie życzy sobie jego towarzystwa w swoim życiu, nie chce, by się z nią kontaktował i ma nie oponować, bo ona już postanowiła – musi się skupić maksymalnie na swojej rodzinie, a on tylko by ją rozpraszał. Potem zamierzała posłać mu zimne spojrzenie pełne dezaprobaty, uciszyć jęki protestu – bo nie wątpiła, że będzie protestował – i opuścić lokal z wdziękiem i godnością, stukając czerwonymi szpilkami, jakby to były strzały, które oddaje w jego pierś. Strzały, które zabiją go jako człowieka i sprawią, że będzie cierpiał, bo przecież na pewno będzie przeżywał rozstanie z Korą, prawda? Każdy by przeżywał.
Czekała na niego już od piętnastu minut, czujnie obserwując wejście i popijając wytrwane czerwone wino – dla uzupełnienia obrazka niezależnej, silnej kobiety, a nie dlatego, że trzęsły się jej kolana, gdy tylko jego twarz pojawiała się w jej myślach. Układała sobie starannie w głowie całą przemowę, jaką go uraczy. Oj, będzie cierpiał. Ale tak będzie lepiej. Należy mu się! W końcu teraz to ona cierpi przez niego i fakt, że była głupia i pozwoliła mu wtargnąć z tym swoim zniewalającym jestestwem w jej życie. Drań…
Przegrała, jeszcze zanim zaczęła rozgrywkę.
Poległa z kretesem.
Cała jej silna wola umarła, gdy tylko zobaczyła, jak się do niej zbliża. Ubrany w grafitowy garnitur, ciemną koszulę rozpiętą przy szyi, z tym swoim czarującym uśmiechem, słodkim zarostem i tajemniczymi oczami. Szalę przechylił bukiet czerwonych róż, który trzymał w dłoniach.
Czerwone róże… Oznaczały miłość czy pożądanie? – nie potrafiła sobie przypomnieć…
W obecnej chwili właściwie nie stanowiło to różnicy.
- Przepraszam za spóźnienie. Nieplanowane kłopoty w drużynie.
Wstała. Podszedł do niej i spokojnie omiótł ją spojrzeniem od czerwonych szpilek aż po ciasny, „służbowy” niemal koczek. Wyciągnął do niej kwiaty i pocałował ją w policzek na powitanie, cały czas patrząc w oczy.
Zadrżała mimowolnie. „No, kurwa!” – przemknęło jej przez głowę. A przecież miała być silna, niezależna, bezlitosna i nieugięta! A on to wszystko!… Spieprzył, no. Wszystko przez tę jego cholerną wodę kolońską, która uderzyła jej do głowy.
Pomógł jej usiąść i sam zajął miejsce naprzeciwko. Zerknął na prawie pusty kieliszek trunku. Bez pytania sięgnął po niego i wypił powoli.
- Dobry gust – stwierdził, odkładając go na miejsce, jakby nic się nie wydarzyło i jakby teraz na tym szklanym przedmiocie nie było smaku jego ust.
Zakręciło jej się w głowie i poczuła gorąco. Tam.
Zarumieniła się lekko i schowała za kartą dań, byleby tylko nie męczyć się dłużej faktem, że jego usta mają taki piękny kształt, jego ciało tak pięknie pachnie, jego sylwetka jest taka piękna i ogólnie wszystko jest cudowne jak w bajce. Tak bardzo słodkie, że to aż boli. Oj, boli.
Trwała między nimi cisza aż do momentu, gdy nie pojawił się kelner.
Obaj panowie spojrzeli z wyczekiwaniem na zestresowaną dziewczynę, a ta obrzuciła wzrokiem przelotnie kelnera, a potem skupiła się całkowicie na zamglonych tęczówkach Dantego.
- Co podać? – biedaczyna - kelner próbował zwrócić na siebie uwagę.
Kornelia włożyła całą odwagę, jaką w sobie miała, w tę jedną wypowiedz:
- Właściwie to straciłam apetyt na jedzenie.
'Cause I'll be right here
W niecałe piętnaście minut znaleźli się u niego.
Mieszkał na drugim piętrze jakiejś kamienicy, której wygląd teraz niewiele ją obchodził. Interesowały ją za to bardzo jego drzwi wejściowe od strony wewnętrznej, do których przycisnął ją, gdy tylko znaleźli się w środku.
- Długo na to czekałem – szepnął jej do ucha.
„Jasne, tak, pewnie, oczywiście… - pomyślała – Ja też.”
Słodki zapach jego perfum skutecznie tłumił jej zmysły. Dotyk jego czułych ust na jej policzku stopił wszelkie istniejące w niej opory. Dłonie na nagiej skórze ramion rozproszyły wszelkie myśli, które nakazywały jej przestać. Rozmowa z Krzyśkiem gdzieś zniknęła, nie było jej, nie istniały więc przeciwskazania. Był tylko on.
Niecierpliwie czekał na jakąkolwiek jej reakcje. Dawał jej czas, żeby mogła mu jeszcze odmówić – nie sądził jednak, że byłby w stanie jej na to pozwolić. Prawie jęknął głośno, gdy w końcu jej usta dotknęły jego. Uniósł dłonie i umieścił na jej talii, przysuwając ją bliżej i całkowicie zatapiając się w pocałunku. Smakowała jak czysta radość, jak skrajna euforia, jak stan bliski nadużyciu alkoholu albo przedawkowaniu narkotyków – ten wpływ, to, że chcesz jeszcze, nie możesz przestać, nie możesz się nasycić, nie masz dość. Jeszcze żadna kobieta nie działała na niego w ten sposób. To niedobrze. Bardzo niedobrze i Dante całkowicie zdawał sobie z tego sprawę. Ale jak miał przestać, kiedy całe jego ciało – i całe jej ciało – błagało o więcej? Bezsensowną męką byłoby dla nich obu zatrzymanie się w tym momencie. Szczególnie, że jego dłonie zaczęły właśnie sunąć wzdłuż jej pleców, szukając zamka sukienki. Jednocześnie jej dłonie pozbawiły go marynarki i zaczęły walkę z guzikami koszuli. A usta? Wciąż przekazywały sobie miliardy małych, podniecających sygnałów, które nakręcały do szaleństwa.
W końcu jakoś poradziła sobie z materiałem, który zakrywał jego skórę. Miała ochotę klasnąć z radości, gdy ostatni guzik przestał blokować jej drogę. Zimnym dłońmi dotknęła jego napiętych mięśni brzucha, co sprawiło, że zadrżał. Chłód i ogień pożądania tak na niego działały – ten zawiły, bolesny niemal kontrast.
Ugryzł ją w dolną wargę, pociągnął, wreszcie udało mu się rozpiąć suwak. Zsunął sukienkę z jej lewego ramienia i pogładził nagą skórę dłonią, a potem dotknął jej ustami w delikatnej pieszczocie, jakby się bał, że w każdej chwili jej drobne, kruche, słodkie ciało może się rozpaść na miliony maleńkich kawałeczków i wtedy straciłby ją. Nie, straszna wizja – przecież ona nie może go zostawić… 
Odchyliła głowę, umożliwiając mu lepszy dostęp i wygodnie oparła się o drewniane drzwi. Złapała za klamkę i zacisnęła na niej dłoń, gdy tylko jego język dotknął jej obojczyka i sunął wzdłuż jego linii aż do jej gardła, odsuwając przy tym przeszkadzający materiał sukienki. Drżały jej kolana, serce trzepotało w nierównym rytmie, a krew gotowała się w żyłach.  
Nagle uniósł głowę. Nosem powiódł wzdłuż jej szyi do ucha, musnął je ustami. Uniosła dłoń i położyła na jego ramieniu, bo bała się, że najzwyczajniej w świecie zemdleje, jeśli jeszcze raz takim pozornie niewinnym ruchem zagra na jej całkowicie pozbawionych stabilności emocjach. Położył dłonie po obu stronach jej ciała.
- Zostaniesz na noc? – zapytał ją cicho.
Przez chwilę milczała, zaskoczona, a potem zaczęła się śmiać tak szaleńczo, że jej drgające niespokojnie piersi zaczęły uderzać o jego klatkę piersiową. Wyraźnie mu się to spodobało, bo przysunął się bliżej.
- Teraz mnie o to pytasz – odchyliła się, by móc na niego spojrzeć – Jesteś niemożliwy – pokręciła z politowaniem głową – Liczysz na to, że odmówię?
Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Liczę na to, że zrobisz mi śniadanie.
I just wanna know

2 komentarze:

  1. I jeszcze śniadanie ma mu zrobić?! Pfff! Taki z niego książę z bajki, pięknie pachnący i z czerwonymi różami i nie wie, że to on powinien ją obudzić przynosząc jej śniadanie do łóżka? I przepysznie pachnącą kawę? Niech ona go lepiej rzuci, bo wychować się już chyba nie da.

    Krzyyyyyyś <3<3<3 Krzysiem planowałam się ucieszyć na początku, ale to śniadanie mnie zirytowało :P Więc ucieszam się teraz. Bardzo. Wiem, że Krzyś jest postacią drugoplanową w tym opowiadaniu i z definicji nie będzie go tutaj bardzo dużo, ale każda, nawet najmniejsza jego tutaj obecność cieszy mnie niezmiernie :D Bo Krzyś jest najlepszy, najtroskliwszy i już! I podobno ostatnio lekarze stwierdzili u niego obecność mózgu. A to ci niespodzianka! :D
    No, w każdym razie urocza jest jego troska o Korę, taka niemal ojcowska albo starszobraterska. Chociaż trochę chyba przesadza z tym wrogim obozem. Ja rozumiem, że Dante nie ma najlepszej reputacji i tutaj przyznaję Krzysiowi i jego troskliwości rację, ale żeby zaraz jej zarzucać bratanie się z wrogiem? A co z jedną, wielką, siatkarską rodziną? xD Zresztą myślę, że dla Kory to nie problem - ubierze się na mecz w piękny biało-czerwono-żółto-zielony strój kibica, kupi bilet w jakimś środkowym sektorze między strefą polską i brazylijską i będzie kibicować obu drużynom :D

    A teraz może jakoś tak bardziej na temat.
    Bardzo pięknie się panna Kornelia Igiełki usłuchała, bardzo. Jak przystało na poważną, dorosłą, niezależną i nieseksowną kobietę pogoniła Dantego na drzewo, aż miło :P I nie powiem, poszło jej to błyskawicznie xD
    Przeczuwam niemałe kłopociki, bo pan D. z pewnością w końcu kiedyś postanowi się zmienić, ustatkować i takie tam, ale nie podejrzewam, żeby miało to nastąpić tak z dnia na dzień, po jednej kolacji ze śniadaniem. Ale to dobrze, nie może być za bajkowo, bo bym wpadła w depresję, że ja tak nie mam. Czy coś.

    Całuję w czółko! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Śniadanie??? To raczej on powinien ją obudzić świeżą kawką i pysznym śniadankiem! Szczerze mówiąc nie podziewałam się, że ona mu tak szybko ulegnie. Myślałam, że troszkę się z nim podroczy:)

    OdpowiedzUsuń